wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 13 - Ty Tylko zły Sen

Muszę wam powiedzieć, że prawie płakałam pisząc to. Nie mam już nerwów, więc na dziś koniec. Dziękuję za czytanie moje bloga i kocham moich bohaterów.
Miłego czytania. 
Kocham Was.
Szczęśliwego Nowego Roku.


Sasuke wrócił do domu późnym wieczorem. Nawet nie pofatygował się, aby pójść po schodach do swojego pokoju tylko od razu rozwalił się na kanapie w salonie. Ten dzień był dość wyczerpujący. Wiedział, że Naruto i tak nie zrezygnuje i będzie chciał się dowiedzieć co jest grane. Tak więc brunet obiecał mu, że powie kiedy będzie gotowy i na razie niech nie naciska. Naruto się zgodził i resztę dnia spędzili razem nad rzeką rozmawiając i o dziwo nawet się śmiejąc. Sasuke naprawdę się bał. Niemożliwym było to, aby nikt ich wtedy nie widział. Miał na myśli nikt z Tej bandy. To jest chyba ten czas, w którym należy wyjaśnić dlaczego to Sasuke ma odpowiedzieć za błędy swojego brata i "tamtej dwójki" jak to określił Pein.

   Tę historię należy zacząć wydarzeniem sprzed 4 lat. Nasi główni bohaterowie byli wtedy w piątej klasie podstawówki. Rodzice Naruto i Kohohamaru jeszcze żyli tak samo jak rodzice Sasuke. Itachi miał wtedy 21 lat. Chciał zostać wielkim malarzem, ale nie wszystko poszło tak jak chciał. Firma jego ojca zaczęła popadać w długi przez co jego rodzina traciła środki na życie. Itachi chciał pomóc pracując w firmie, ale ojciec się nie zgadzał. Jednego wieczora kiedy brunet wracał zmordowany z jednej pracy w barze zaczepił go pewien zakolczykowany gość.
- Dobry wieczór. Uchiha Itachi prawda?
- Skąd mnie znasz?- spytał podejrzliwie.
- Po prostu obserwowałem cię od niedawna i wiem, że twoja rodzina potrzebuje pieniędzy.-
- Nie obchodzi mnie praca u ciebie jeżeli chcesz mi ją zaproponować.- odwrócił się i ruszył dalej. Niczym niezrażony nieznajomy ruszył za nim.
- Ta praca jest prostsza i lepiej płatna.- próbował go zachęcić.- Mógłbyś spędzać więcej czasu z bratem.
Itachi zatrzymał się. Prawdą było to, że bezgranicznie kochał młodszego braciszka. Trudno było to pojąć komukolwiek innemu niż jego matce,ale mógł zrobić dla Sasuke wszystko.
- Jeżeli to coś nielegalnego to...
- Itachi. My się chyba nie zrozumieliśmy.- zaczął z chytrym uśmieszkiem i wyciągnął nóż.- Ja CHCĘ żebyś dla mnie pracował. Jeśli się nie zgodzisz już więcej nie spędzisz czasu z bratem.
- Chcesz mnie zabić?- spytał spokojnie Uchiha.
- Nie ciebie.- Zaprzeczył.- Ale Sasuke owszem.- i znowu ten uśmiech.
    W taki właśnie sposób Itachi zaczął pracować na Peina. Nienawidził tej pracy. Nienawidził tych dragów i innych używek i nie chciał ich sprzedawać, ale musiał. W tej tajnej organizacji nazwanej przez Peina "brzaskiem" większość chciała mieć taką łatwą pracę, ale Itachi znalazł wśród tych ludzi przyjaciół. Prawdziwych. Deidara i Sasori. Oni byli tą ową "dwójką". We trójkę poszli na policję i wszystko opowiedzieli. Policjanci złapali wielu pracowników Peina, ale nie jego samego. Byli też przy tym jak z budynku po kolei wyprowadzali wszystkich przestępców w tym również jednego ucznia podstawówki.
- Sasuke!!!- krzyknął wtedy Itachi i podbiegł do brata.
- Itachi? Co ty tu robisz?- przestraszył się.
Starszy dał znak policjantowi, aby puścił młodego, który stanął i tylko patrzył na starszego brata.
- To ja się ciebie pytam! Co ty tu robisz Sasuke? Co oni ci zrobili? Jesteś ranny?- zadawał milion pytań na sekundę.
- Nic mi nie jest. Ja też...
- Co?
- Ja też dla niego pracowałem.- powiedział cicho spuszczając wzrok.
- Dlaczego?! Sasuke? Dlaczego!!!!- potrząsnął piątoklasistą.
- Bo... Bo on powiedział, że muszę. Jeśli bym tego nie sprzedawał to on by zabił ciebie i mamę i tatę też. Nie chciałem na to pozwolić.- rozpłakał się.
- Już Sasuke w porządku.- przytulił brata.
   Tego dnia Sasuke bardzo się zmienił. Okazało się bowiem, że mężczyźni którzy pracowali dla tego zwyrodnialca Peina znęcali się nad młodym Uchihą. Nad małym około dwunastoletnim chłopcem. Znęcali się nie tylko psychicznie, ale i fizycznie w sposób bestialski. Itachi był na siebie jeszcze bardziej wściekły kiedy okazało się, że parę razy go zgwałcono. Nienawidził siebie, ale jeszcze bardziej nienawidził Peina. Chciał go zabić, ale ten uciekł i już więcej się nie pokazał. 
    Parę dni później gdy państwo Uchiha jechało na spotkanie w ich samochód wjechał tir. Umarli na miejscu. Itachi dowiedział się pierwszy. Usiadł w kuchni i schował twarz w dłoniach. Płakał. Musiał się wypłakać teraz. Sam, aby potem nie okazać słabości przy Sasuke.
- Dlaczego teraz? Mamoooooo!!! Tatooooo!!!- płakał głośno wołając rodziców na różne sposoby, ale oni i tak nie wrócili. Już nigdy. Kiedy Sasuke wrócił ze szkoły zastał starszego brata w kuchni z pogrzebową miną.
- Itachi? Co się stało? Gdzie mama? Obiecała, że zrobi mi dzisiaj budyń. Nie mogę się doczekać.- zaśmiał się i oblizał usta.
- Mama nie wróci.- powiedział matowym głosem stojąc tyłem do młodszego brata.
- Co? Musi zostać w pracy? Ale obiecała.- naburmuszył się niczego nieświadomy Sasuke.
Itachi ukląkł przed nim i spojrzał na niego smutnymi oczami. 
- Posłuchaj mnie uważnie Sasuke.- złapał młodszego brata za rękę.- Rodzice jechali na spotkanie i... i...
- i co?- ponaglał starszego brata Sasuke.
- I mieli wypadek...
- Są w szpitalu?- przestraszył się młody Uchiha.- Trzeba do nich szybko jechać.
- Nie trzeba.
- Och. A więc są cali? Jakie szczęście...
- Nie.
- Hm?
- Sasuke. Mama i tata. Oni... nie żyją.
    Nastąpiła cisza podczas której słychać było tylko zegar tykający w kuchni i muchę, która latała gdzieś ponad ich głowami.
- Mama i... tata... oni... co?- szeptał cicho chłopiec.
- Sasuke. Wszystko będzie dobrze obiecuję.
- Wcale nie będzie!!! Przecież oni już nie wrócą!!! To jak... jak to się stało!!!! Nie!!! Nie!!! Nie!!!- wrzeszczał i płakał histerycznie Sasuke.
    Od tego dnia przestał się odzywać. Do nikogo nic nie mówił. Itachi zabrał go do domu Deidary i Sasoriego, którzy na razie mieszkali razem, a sam szukał pracy. Sasuke nie odzywał się przez długi miesiąc. Ale pewnego dnia wpadł do domu i powiedział, a raczej krzyknął.
- Co na obiad?!
Itachiego wówczas nie było, a pozostała dwójka wyjrzała z kuchni i wytrzeszczyła oczy.
- Sasuke? Dobrze się czujesz?- spytał niepewnie blondyn.
- Dobrze. Tylko mógłbyś mi nalać mleka.- poprosił młody.
- A! Tak, pewnie!- Deidara szybko wbiegł do kuchni i w pośpiechu szukał szklanki.
Natomiast Sasori podejrzliwie przyglądał się piątoklasiście, ale za chwilę razem z nim wszedł do pomieszczenia.
- Proszę!- niemalże krzyknął blondyn podając Sasuke szklankę. Chłopiec wypił wszystko za jednym razem.
- I jak?- spytał znowu Deidara.
- Pyyyyyyyycha!!!- uśmiechnął się szczęśliwy brunet.
- Sasuke? Co się stało?- zdziwił się czerwonowłosy i wskazał poobdzierane łokcie i kolana bruneta.
- A. To? To nic. Tylko się przewróciłem, a właściwie przewróciłem kolegę i musiałem go odprowadzić do pielęgniarki. Mi dała plastry, a Naruto zasnął u niej w pokoju.
- Naruto?- powtórzyli jednocześnie w zamyśleniu.
- Yhm. Kolega z klasy. Pewnie ma zagraniczne korzenie, bo ma jeszcze bardziej blond włosy od ciebie Deidara.- znowu się uśmiechnął.
    Chłopaki byli w szoku. W końcu nie odzywał się ponad miesiąc i nagle uśmiecha się jak gdyby nigdy nic. Dziwne. Tego dnia również Itachiemu się poszczęściło. Znalazł pracę. Malował obrazy dla takiej małej firmy, więc razem z Sasuke się przeprowadzili. Parę tygodni później Deidara  musiał wyjechać do Anglii, ale nie stracili ze sobą kontaktu. Jeśli chodzi o Sasoriego to ten został w swoim mieszkanku i nie miał zamiaru się z niego ruszyć.

    Oto cała historia opowiedziana w takim minimalnym skrócie. Jak widać podczas mojego opowiadania nasz licealista uciął sobie drzemkę. Leżał teraz na kanapie i śnił. Po jego minie można było stwierdzić, że o czymś przyjemnym.
    Naruto także wrócił teraz do domu i mimo jakiegoś wewnętrznego niepokoju cieszył się, że w jakimś sensie wszystko wróciło do normy. Dotknął z czułością małej paczuszki spoczywającej na dnie jego kieszeni. Rozebrał się i odniósł małe zawiniątka na swoje miejsce pod biurkiem, po czym zszedł i położywszy się na kanapie włączył telewizor. Po jakimś czasie podobnie zresztą jak Sasuke zasnął.
- Dam radę Sasuke... Nie martw się... Ochro...nie cie.- wymamrotał cichutko i już spał jak zabity.

*****

Co?... Gdzie ja jestem?
Naruto chciał się podnieść, ale coś mu to uniemożliwiało. 
Co? Moje ręce!
Próbował jakoś wyślizgnąć się z węzłów, ale nie potrafił. Patrzył na wszystko zamglonym wzrokiem i nie miał siły żeby się podnieść.
Ktoś się nad nim pochylił i wziął jego twarz  w dłonie.
- Nareszcie sie obudziłaś śpiąca królewno! Nie strasz nas tak!- powiedział kpiąco jakiś mężczyzna koło czterdziestki i rzucił blondynem.
- Gdzie... ja...- mamrotał cicho chłopak.
- A no tak! Jesteś w moim domu krótko mówiąc.- zaśmiał się obleśnie.
-Kim ty...- mówił wciąż cicho.
Z tego co zrozumiał to został porwany i wstrzyknięto mu jakiś narkotyk.
- Gdzie moje maniery! Przepraszam! Przecież my się nie znamy! Sasuke nas sobie nie przedstawił. Nazywam się po prostu Pein. Najbardziej poszukiwany handlarz narkotyków i zabójca w Japonii.- znowu uśmiechnął się bezczelnie.
- Dlaczego mnie tu trzymasz?- spytał już przytomnie chłopak i dźwignął się do postawy siedzącej.
- To proste. Chcę się poznęcać nad Sasuke.
Sasuke? Blondyn od razu się szarpnął, ale sznury dalej nie chciały puścić. Nogi też miał związane. Paranoja! Jak licealista mógł się wplątać w takie bagno!
- Do czego ja ci jestem kurwa potrzebny?!- wrzasnął już całkiem trzeźwo.
- Ojojoj. Jakie słownictwo. Rodzice cię nie nauczyli, że starszych się szanuje.- przy ostatnim słowie kopnął chłopaka po twarzy.
Pein podciągnął go za włosy i spojrzał głęboko w oczy z kpiną odczuwalną na kilometr. Naruto plunął mu prosto w twarz.
- Smarz się w piekle! To przez ciebie Sasuke się taki stał! Zdechnij!!!
Dwóch osiłków ruszyło się, ale mężczyzna powstrzymał ich.
- Spokojnie. Za niedługo zrobi się zabawniej. Poczekajmy tylko na Sasuke.
Splunął przed chłopakiem i razem ze swoimi sługusami opuścił pomieszczenie pozostawiając Naruto w zupełnych ciemnościach.
- Sasuke. Nie przychodź tu. Błagam cię. Nie przychodź. Nie przychodź. Nie...- siedział tam w kółko powtarzając to samo.
Okropnie się bał. Przez swoją głupotę naraził nie tylko siebie, ale również osobę którą kochał. Nie mógł sobie tego wybaczyć.

*****

- Wujku! Nadal go nie ma! Kiedy wrócisz?! Poszukajmy go razem.- szlochał Konohamaru do słuchawki.
- Jeszcze muszę zostać w pracy. Naruto na pewno jest cały. Nie martw się. Lece. Papa- podtrzymał go na duchu Jiraya.
- Tak. Na pewno nic nie jest. Pewnie by zadzwonił gdyby tak było!- krzyknął wkurzony Konohamaru i już wybierał numer do osoby odpowiedniej.- Sakura Onee-chan? Tak. Nie ma u ciebie braciszka?
- Naruto? Nie. Nie widziałam go dzisiaj. Co się stało?
- Po prostu go nie ma, a jego kurtka wisi na wieszaku. Nie wziął też telefonu. To do niego niepodobne.
- Masz rację. Konohamaru. Zostań w domu na wszelki wypadek, a ja pójdę do Kiby.
Z racji tego, że mieszkali koło siebie szybko pobiegła do przyjaciela i wszystko wyjaśniła.
- Masz rację. To faktycznie do niego nie pasuje. Dzwoniłaś jeszcze do kogoś? Może jest u Sasuke.
- Phie... Dlaczego miał by u niego być?!- syknęła.
- Spokojnie, ale może się pogodzili.- próbował Kiba.
- Na pewno nie!
- Spróbujmy. Ja zadzwonię.
- Jak chcesz.- pozwoliła ze złością.
Szatyn wykręcił numer i ze zwierzakiem na swoich kolanach zadzwonił do domu Uchihy.
- Halo? Jest Sasuke?
- Nie. Mówi Itachi. Właśnie miałem dzwonić czy nie ma go u ciebie albo Sakury.
- Naprawdę? Ja chciałem spytać czy może nie ma u was Naruto.- powiedział ze zdziwieniem.- Itachi. Zaraz będę u ciebie z Sakurą.
- Okey.
   Jak powiedział tak szybko z Sakurą pobiegli do domu przyjaciela. Pogadali i nie mogli zrozumieć co się dzieje.
- Muszę wam coś pokazać.- powiedział poważnie Itachi i wyszedł z pokoju po czym wrócił trzymając w ręku pigułki i proszki.- To od niedawna sprzedaje Sasuke.
- Nie. Niemożliwe! Nie znowu!- złapał się za głowę Kiba.
- Znowu?- zdziwił się brunet.
- Kiba. Powiem mu.
Chłopak skinął.
- Kiedyś Kiba sprzedawał narkotyki i gdyby nie Naruto to niewiadomo co by się stało z nim, z naszą przyjaźnią.- wyjaśniła.
- Rozumiem. Kiba. Nie martw się. Ja też musiałem to sprzedawać, inaczej Pein...
- CO?!- krzyknął znowu spanikowany Kiba
- Pracowałem dla tego skurwiela.- powiedział smutno.
- Nienawidzę go!!!- wrzasnął niespodziewanie szatyn.- Rozpieprzył mi rodzinę!!! Przez niego... Teraz chce dorwać Naruto i Sasuke- przeraził się.
- Po moim trupie.- postanowił Itachi i zaczął się ubierać.- Wracajcie do siebie i w razie co miejcie przy sobie komórki. Robi się gorąco, więc zostańcie razem.
- Idę z tobą!!! Ta szmata chce zabić moich przyjaciół!!!
- Kiba.- zaczął spokojnie Itachi.- Naruto by mi potem nie wybaczył, że cię zabrałem. Nie martw się  Załatwię to.- ostatnie zdanie wypowiedział z chytrym uśmieszkiem.

*****

- Gdzie on KURWA jest!!! Gadajcie!!!- wrzeszczał Sasuke do trzech strażników w magazynie. Byli cali poobijani i we krwi.
- Mu nie...
- Śpiewaj albo cię zabije!!! Rozumiesz?!! Gadaj!!!- potrząsał jednym z nich oszalały z wściekłości Sasuke. Był przerażający i płonął nienawiścią skierowaną tak naprawdę tylko do jednej osoby.
- N...Na W...Wakashiki Centre. W... W ma... magazynie.- wyjąkał przerażony mężczyzna.
Chłopak rzucił nim o ścianę i ruszył na tę ulicę z zamiarem zabicia. Licealista z rządzą krwi. Straszne.
Wszedł do magazynu. Cisza.
- PEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEIN!!!!!- wydarł się najgłośniej jak umiał.- WYŁAŹ!!! NIE BĘDĘ SIĘ Z TOBĄ BAWIŁ!!! ODDAWAJ NARUTOOOOOO!!!!- dyszał z wściekłości.
- Sa... Sasuke?- usłyszał zachrypnięty głos.
- Naruto!- krzyknął i podbiegł do pobitego i krwawiącego blondyna.- O Boże! W co ja cię wpakowałem.
- Przyszedłeś. Jednak Bóg nie wysłuchał mojej modlitwy. Teraz cię zabiją.- zapłakał gorzko.
- Naruto. Oczywiście, że przyszedłem i oboje z tego wyjdziemy. Obiecuje ci to.- pogłaskał go po splamionych krwią włosach i przytulił.
- How sweet!!!- usłyszeli kpiący głos i już po chwili Sasuke stał z pistoletem wycelowanym w Peina, za którym stało z dziesięciu jego ludzi.
- Wypuść go.- powiedział lodowato.
- Przykro mi, ale nie mogę. Dopóki go mam ty jesteś w mojej garści.
- Zamknij się!!! Wypuść go, a ze mną zrób co chcesz!
- Tak bardzo się za mną stęskniłeś Sasuke?
- Zamknij się.
- Za moim uśmiechem?
- Cicho bądź.
- Za moim dotykiem?- z każdym pytaniem coraz bardziej się przybliżał.
- Za moim oddechem?
- Zamknij się. Zamknij się. Zamknij się.- szeptał.
- Zostaw go skurwielu!!! Nie wiem o co ci chodzi, ale nie krzywdź Sasuke!!! Zrobię dla ciebie wszystko!!! Obiecuję!!! Wszystko!!!- krzyczał panicznie przerażony o życie Sasuke blondyn.
Pein zrobił ruch ręką i w następnej chwili dwóch z jego ludzi trzymało Sasuke.
- Kurwa!!!- przeklął się za stracenie czujności.
- Wszystko?- spytał zaciekawiony Pein i kucnął przed Naruto dotykając jego policzka. Ten chciał się cofnąć z obrzydzeniem, ale nie miał gdzie.
- Wszystko.- potwierdził.
- Pein!!! On nie ma z tym nic wspólnego!!! Zostaw go!!! 
- Ciiiiii.- uciszył go gestem mężczyzna.- Wszystko Naruto?
- Tak.
- Mam propozycję. Wyliż moje buty, a potem się rozbierz.- oblizał się pożądliwie.
- Co? Ale...
- Mówiłeś wszystko Naruto. Wszystko.- wyszeptał mu do ucha.
- Nie zgadzaj się!!! Masz mnie nie ratować Naruto! Rozumiesz?!!! Nie chcę ratunku!!! Nie chcę!!! Nie słuchaj go!!!!
Naruto uśmiechnął się przepraszająco w stronę ukochanego.
- Kocham cię Sasuke, dlatego muszę to zrobić.
- NIEEEEEE!!!!!!- wrzasnął brunet co przypłacił ciosem w szczęke.
- Sasuke! Zrobię to! Zrobię. Tylko go nie bijcie. Proszę.- błagał Naruto.- Ale musisz mnie rozwiązać.- powiedział jeszcze po chwili.
- Na razie nie muszę. Liż.- rozkazał.
- Dobrze.
Zbliżył swoje usta do buta Peina i...